poniedziałek, 8 października 2012

Too much love will kill you.....



W sobotę wybrałam się z moim kolegą na ślub jego przyjaciół. Ceremonia była przepiękna, ale mina trochę mi zrzedła gdy okazało się, że wesele ma odbyć się w miejscowości oddalonej o ponad godzinę drogi od Warszawy. Cóż, co zrobić. Państwo młodzi zorganizowali transport dla swoich gości, ale troszkę pomylili się w obliczeniach, w związku z czym spora część zaproszonych musiała stać w przejściu między fotelami. Tak oto, znalazłam się między trzema parkami. Przez ponad godzinę wysłuchiwałam wszelkich możliwych „misiaczków”, „słoneczek”, „kochań” w akompaniamencie soczystych buziaczków. Koszmar. Gdy w końcu dotarliśmy, czułam się jakby ktoś mnie zgwałcił - mentalnie. Za dużo miłości! Żeby dać upust swoim emocjom, pokłóciłam się z moim partnerem, wyrwałam na złość mu, jego kolegę ( który niestety źle ocenił swoje alkoholowe możliwości i nim dopełniłam aktu zemsty, ten już był na innej orbicie). Gdy w końcu udało mi się wrócić do domu i weszłam do pustego mieszkania, byłam tak szczęśliwa, że jestem sama. Gdyby ktoś przywitał mnie słowami „Kochanie /słoneczko/ misiu jak było” to przysięgam, zabiłabym!

Xx


2 komentarze:

  1. Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem, przez forum NetKobiety.pl. Przeczytałam od deski do deski i szczerze uśmiałam, a ostatnio coraz rzadziej "spotykam" osoby z tak uroczym, wg mnie, poczuciem humoru. Mogę śmiało napisać, że w Twoich wpisach odnalazłam cząstkę dawnej mnie. Będę Cię odwiedzać, wszystkiego dobrego i nie trać rezonu :D
    ~fuckinpixie

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak miły komentarz i to w poniedziałek! Dziękuję bardzo i serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń