piątek, 4 maja 2012

Neoromantyzm


Melanż kołem się toczy. Scenariusz jest zawsze taki sam – parę zwykłych, mniej lub bardziej udanych wyjść, takich typu „jest piątek, trzeba się napić”; „nie chce mi się, ale jak nie wyjdę to coś mnie ominie” itp. Itd., i raz na jakiś czas wielkie BUM!
Sobotni wieczór przebiegał klasycznie, najebka na domówce i pijacki pęd do centrum. Pod klubem  spotkałam GO – kolegę „byłego”. Po pół litra wcześniej spożytego alkoholu, gadka kleiła się wyśmienicie, nim spostrzegliśmy oddaliliśmy się od stada, nim dopiliśmy kolejnego drinka spacerowaliśmy już po oświetlonym wschodzącym słońcem brzegu Wisły, a ON wyznawał, że się we mnie kochał jak jeszcze byłam dziewczyną kolegi, nim zdążyłam kupić kolejną paczkę papierosów leżeliśmy w już całkiem południowym słońcu dnia następnego w Łazienkach, na trawie, oglądaliśmy budzące się do życia wiosną drzewa, nim wzięłam łyk wody, była już 15nasta, niedziela, a ja wracałam pijaniutka autobusem do domu. Neoromantyzm – piękna sprawa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz