wtorek, 8 maja 2012

In vino Veritas!


Powszechnie wiadomo, że alkohol rozwiązuje język, pozwala wypłynąć myślom gdzieś na co dzień głęboko ukrytym. Ponoć po alkoholu jesteśmy naprawdę sobą – nie chodzi mi tu o wychwalanie bycia w patologicznym melanżu! Co to, to nie – po prostu po %  bez hamulców wyrażamy swoje emocje. 
Alkohol jest też generalizatorom pięknych uczuć.
Siedziałam po raz kolejny z Y na ławce, piliśmy piwko (ja już miałam za sobą litra wina) i rozmawialiśmy o przyszłości. On snuł romantyczną wizję związku mocna osadzoną w wierności i lojalności, nawijał nawet o małżeństwie i dzieciach! A ja pokorna i zachwycona tym co słyszę, z uśmiechem i pełnym przekonaniem potakiwałam. Już widziałam moją suknię ślubną, Nasze dzieci… Na ten moment byłam w Nim naprawdę zakochana, do takiego stopnia, że gdy już pijaniutka pojechałam do domu, wysłałam mu słodkiego smsa „lubię Cię”. Fajnie być zakochanym.
Obudziło mnie piękne słońce, alkohol wyparował i… gdzie ta moja miłość? Wizja domu, ogrodu, Y bawiącego się z dziećmi uderzyła mnie jak łomem. Przestałam nawet móc spróbować sobie wyobrazić, że mogłabym porzucić moje słodkie, puste, zabawowe życie i być „czyjąś dziewczyna”? Bo po co?
I teraz mam zagwostkę – może powinniśmy nie pozwolić sobie wytrzeźwieć i płynąć tym romantycznym nurtem (ta opcja raczej mimo wszystko nie wchodzi w grę); czy może jednak ja naprawdę chce takiej nudnej stabilizacji przy boku jednego chłopaka, bo może te wszystkie romanse są bez sensu? W tą opcję też trudno mi uwierzyć, zwłaszcza gdy % przestał płynąć w żyłach..

Xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz