sobota, 12 maja 2012

Kryzys wieku średniego

Wielkimi krokami zbliża się ten straszny dzień – dwudzieste piąte urodziny.
Wiem, że to piękny wiek, wciąż młodzieńczy, ale gdzieś tam z tyłu głowy zaczyna się palić czerwona lampka z napisem „może warto dorosnąć”. Nie lubię czerwonego, ani też sugerowania, że jestem niepoważną osobą (choć wiem, że jestem) toteż zaczynam być trochę na punkcie tej daty przewrażliwiona. Oliwy do ognia dolało nieszczęsne wyjście na gejowską imprezę – Ci z reguły słodko seksowni chłopcy mają niesamowity zmysł obserwacji i gdy pytali mnie ile mam lat a ja zawadiacko odpowiadałam „zgadnij”, prawie każdy dał mi 24 lata! Czyli tyle co mam! Mogłabym przysiąc, że jeszcze pół roku temu wszyscy mówili, że wyglądam maksymalnie na 20! Wściekła odmówiłam chłopakom wspólnego wyjścia do Toro argumentując, że jestem za stara, żeby zarywać noce z gejami skoro powinnam poszukać męża póki do reszty nie zdziadzieje.
Trochę posępnie wypiłam kolejne 10 drinków i znalazłam się nagle na domówce w pięknym domu na Żoliborzu. Traf chciał, że zaczął się okres maturalny, więc 90% gości była niespełna 18nastoletnia. Byłam w nastoletnim raju! Słodki blondynek i pijany dał mi na oko 20 lat, później się całowaliśmy a na koniec odprowadził mnie pod dom z longboardem pod pachą.
Znów poczułam się jak szesnastolatka. Było Super.

Xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz