niedziela, 23 września 2012

Bieda



W sobotę, w ferworze melanżu, wylądowałyśmy w Zakąskach. Koniec miesiąca = pustki w portfelu, więc siłą rzeczy wybierałyśmy lokale gdzie cena szota nie przekracza 4 złotych – szczęśliwie Warszawa w tej kwestii rozpieszcza zubożałych imprezowiczów. Z reguły też w takich miejscach faceci są „niezwykle” hojni i jest szansa na to, że w zamian za okazane zainteresowanie, wygrzebią drobniaki z kieszeni i postawią Ci małpkę. Do mojej przyjaciółki zagadał typek. Zamawiałyśmy akurat szota – jednego na pół… typek zamówił szota dla siebie i ze spokojem przyglądał się Nam, jak dzielimy się jednym, smutnym kieliszkiem i… nic. Zupełnie do niego nie dotarło, że mógłby być gentlemanem i zaproponować, że wybawi Nas z tej dramatycznej sytuacji i kupi drugiego szota. W zasadzie ok, nikt nie ma w obowiązku podtrzymywania stałego poziomu alkoholu w Naszej krwi, ale moją przyjaciółkę to zniesmaczyło, tym bardziej, że koleś później wręczył jej wizytówkę (najbrzydszą jaką widziałyśmy w życiu) i kazał do siebie zadzwonić w tygodniu, „wiadomo, że po CZYMŚ TAKIM nie zadzwonię, do pierwszego nie stać mnie na randki”. Mnie kiedyś chłopak zaprosił na randkę i gdy podeszliśmy do baru, zapytał czy mam „pożyczyć” 15 złotych na drinka. To była pierwsza i ostatnia randka. I nie chodzi wcale o pieniądze, bo ja (jak mam) lubię płacić za siebie i nie mam problemów z płaceniem (CZASEM) za faceta, ale jeżeli chłopak na wstępie nie jest w stanie zainwestować 4 czy 15 złotych w swój obiekt zainteresowania, to chyba jednak coś jest nie tak.
 Zmieniłyśmy lokal i przeżyłyśmy dziką noc „za jeden uśmiech”. Chłopakowi z Zakąsek wybaczyłyśmy, był artystą, a artystom wiele można wybaczyć.

Xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz