wtorek, 11 września 2012

Alko? Nie, dziękuję...(?)

Przyznam, że na początku mojej przygody z sexualnymi ekscesami alkohol trochę pomagał - wiadomo, dodawał odwagi, zwalniał hamulce. Gorzej bywało rano, bo czasem chciałam zapomnieć o moim "partnerze" równie szybko jak o kacu z którym się budziłam, albo po prostu nie bardzo pamiętałam na czym polegał "eksces" nad którym tak uporczywie w nocy pracowaliśmy i trzeba było całą zabawę powtarzać od nowa. Z czasem utwierdziłam się w przekonaniu, że dobry sex smakuje jedynie na trzeźwo, albo na lekkim rauszu. W weekend, pierwszy raz od dawna, spotkałam się z moim kochankiem po bardzo zakrapianej imprezie - oboje byliśmy totalnie pijani i nie tylko. Wiadomo jak na chłopców działają niektóre wspomagacze, także nie wyszło Nam To dokładnie tak jakbym chciała. Jako, że jestem pijacką drama queen, to zrobiłam aferę z płaczem (?!), że się wypaliliśmy itp. I powiem Wam, że każda reguła musi mieć swój wyjątek, bo w ramach uspokajania mnie, On wreszcie się zgodził na to o co błagałam od baaaardzo dawna i w bonusie odkryliśmy parę nieznanych lądów... i wszystko zapamiętałam! (Choć on chyba wolałby zapomnieć).

Xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz