W poniedziałek (jak już zupełnie otrzeźwiałam) zaczęłam się
o siebie trochę martwić.
Spędziłam niedziele z dwoma skacowanymi typami, jedząc
pizzę, popijając browarem i oglądając najbardziej ordynarne filmiki na całym
youtubie ( wtedy wydawały mi się strasznie śmieszne). Co więcej, z raz lub dwa
razy, beknęłam. Podkreślam, było to tylko TROCHĘ niepokojące i żeby zniwelować
te męskie wpływy, udałam się z koleżanką na masaż (to w końcu takie kobiece zajęcie).
Od środy żyję w prawdziwym strachu – oglądałam mecz(!!!!!) /Real Madryt vs
Manchester United/, nawet nie tak bardzo do tego przymuszona – przysięgam, tam "na dole" wszystko ok, ale boję się, że zmieniam się w
faceta…
A szkoda by było, zwłaszcza teraz, gdy zamieszkał ze mną
Joe..
Jedyna terapia, jaka wydaje się mieć sens, w tej tragicznej
sytuacji (w sumie to w każdej sytuacji...), to zakupy i oglądanie po raz kolejny wszystkich sezonów "Sexu w
Wielkim Mieście". Czas start.
(Proszę, wypijcie dziś za to, żeby nie wyrósł mi k*tas).
Xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz