niedziela, 17 czerwca 2012

Wychodzę w piątek, wracam w niedzielę


Co myślisz, gdy budzisz się nagle w jakimś pokoju hotelowym, obok leży nieznajomy o, szczęśliwie, miłej aparycji, a Ty nie wiesz gdzie jesteś, jaki dziś dzień i co Ty tu właściwie robisz? Myślisz, że była dobra impreza i spotkałaś kolegę brata z podstawówki, który kochał się w Tobie skrycie od wieków. Ale na to wpadasz dopiero po chwili, bo z początku myślisz, że ktoś wsypał Ci coś do drinka, wywiózł za miasto i zgwałcił (on Ciebie albo Ty go).
Był piątek, spotkałam Go przed klubem. Gdy byłam mała dałabym się pociąć za choćby jedno spojrzenie w moim kierunku, tego chłopaka z deskorolką, a teraz on stoi przede mną, stawia drinki i mówi o tym jak to zawsze się mną jarał. Poszliśmy na długi pijacki spacer, a gdy zbliżaliśmy się do granic naszej dzielnicy (chyba nie muszę dodawać, że to kolejny sąsiad), on stwierdził, że nie chce by ta chwila się skończyła i wynajął pokój w hotelu. Na dwie magiczne doby – godziny rozmów, wylegiwanie się w łóżku, alkohol. Miód na moją romantyczną duszę.
W całej tej historii najzabawniejsze jest to, że się  nie bzyknęliśmy, w  co nawet moja przyjaciółka nie chciała uwierzyć i wytrwale wyczekiwała momentu gdy się  w końcu przyznam i powiem chociaż jak było.
Muszę popracować nad moim wizerunkiem ladacznicy, bo co i rusz natrafiam na typów którzy obdarzają mnie niesamowitym szacunkiem i gorącą romantyczną miłością, gdy tymczasem ja chcę się jedynie pobzykać!
Xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz