W sobotę
wybrałam się z moim kolegą na ślub jego przyjaciół. Ceremonia była przepiękna,
ale mina trochę mi zrzedła gdy okazało się, że wesele ma odbyć się w miejscowości
oddalonej o ponad godzinę drogi od Warszawy. Cóż, co zrobić. Państwo młodzi
zorganizowali transport dla swoich gości, ale troszkę pomylili się w
obliczeniach, w związku z czym spora część zaproszonych musiała stać w
przejściu między fotelami. Tak oto, znalazłam się między trzema parkami. Przez
ponad godzinę wysłuchiwałam wszelkich możliwych „misiaczków”, „słoneczek”, „kochań”
w akompaniamencie soczystych buziaczków. Koszmar. Gdy
w końcu dotarliśmy, czułam się jakby ktoś mnie zgwałcił - mentalnie. Za dużo
miłości! Żeby dać upust swoim emocjom, pokłóciłam się z moim partnerem,
wyrwałam na złość mu, jego kolegę ( który niestety źle ocenił swoje alkoholowe
możliwości i nim dopełniłam aktu zemsty, ten już był na innej orbicie). Gdy w
końcu udało mi się wrócić do domu i weszłam do pustego mieszkania, byłam tak
szczęśliwa, że jestem sama. Gdyby ktoś przywitał mnie słowami „Kochanie
/słoneczko/ misiu jak było” to przysięgam, zabiłabym!
Xx
Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem, przez forum NetKobiety.pl. Przeczytałam od deski do deski i szczerze uśmiałam, a ostatnio coraz rzadziej "spotykam" osoby z tak uroczym, wg mnie, poczuciem humoru. Mogę śmiało napisać, że w Twoich wpisach odnalazłam cząstkę dawnej mnie. Będę Cię odwiedzać, wszystkiego dobrego i nie trać rezonu :D
OdpowiedzUsuń~fuckinpixie
Tak miły komentarz i to w poniedziałek! Dziękuję bardzo i serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń