Nawet w
najbardziej wypranej z uczuć relacji czasem pojawiają się emocje. Raz na jakiś
czas, mój „chłopak od przyjemności” doprowadza mnie do szału i przysięgam sobie
w duchu, że już nigdy więcej się z Nim nie spotkam. Przez pierwsze pięć minut,
pod wpływem złości, jestem bardzo dumna z tej jakże racjonalnej decyzji – no bo
co za ku**s, co jak co, ale na pewno nikt: nie będzie mnie olewał / nie będzie
bzykał mnie i połowy miasta / nie będzie stroił fochów (niepotrzebne skreślić).
Moja godność została uratowana.. niestety po chwili samozadowolenia przychodzi
zwątpienie, ok strzeliłam focha, może on nawet się tym przejmie, ale co z tego,
skoro odebrałam sobie przyjemność jaką mi dawał… bez sensu, nikt nie wygrał. W
walce dumy z pożądaniem z reguły wygrywa jednak pożądanie (które racjonalizuję
jako „jestem ponad to, chce się bzykać, a on jest tylko moim narzędziem i mam
go w d*pie). I idę do niego. Ale to już na pewno ostatni raz.
Xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz