Spotykaliśmy się z Z jakiś czas. On zawsze o tym marzył, ja
uległam bo blisko mieszkał i akurat nic ciekawszego się nie nawinęło. Ta
historia miała szansę na bycie niesamowicie romantyczną, bo straciliśmy się z
oczu na parę lat po czym nagle spotkaliśmy się w sklepie osiedlowym i okazało
się, że jesteśmy sąsiadami (mam fetysz na sąsiadów). I tak jakoś poszło.
Wszystko było dobrze dopóki nie wylądowaliśmy w łóżku… przyznam, że dotychczas
myślałam, że niedopasowanie w łóżku to jakiś marketingowy chwyt sexuologów do
napędzania sobie klienteli.. otóż nie! Jestem skłonna wiele wybaczyć, ale gdy
chłopak nie wie co zrobić w sypialni i zaczynam się tam przy nim czuć jak
zbędny rekwizyt a brzydkie określenie „proste jak jebanie” nabiera nowego
znaczenia… tego nie wybaczę nigdy. Bez żaru w łóżku nie ma związku! Z wrodzoną
sobie delikatnością chciałam jak najszybciej ukrócić tą feralną znajomość sugerując,
że nie układa się nam, że mamy inne priorytety. Użyłam wszystkich możliwych
argumentów ale on zakochany szedł w zaparte i zupełnie nie chciał wejść w rolę
porzuconego. Moja cierpliwość się wyczerpała
na którejś z imprez. Pijana odpaliłam działo o największej sile rażenia!
Wykrzyczałam mu w twarz, że nigdy z nikim w łóżku nie było mi tak źle i że to
koniec!
Akcja „rozstanie” zakończona sukcesem! Tak myślałam…
Ponieważ nie lubię „rozstawać się” w złej atmosferze, zgodziłam
się na ostatnią rozmowę.
Nie dość, że Z wybaczył mi gorzkie słowa to wręcz je wyparł i
skwitował to tak
„Wiem, że nie chciałaś tego wszystkiego powiedzieć, byłaś
pijana… choć myślę, że może być w tym z 20% prawdy…..”
20????????????
Xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz