Może ciężko w to uwierzyć, ale jak jestem w związku (nawet takim
tygodniowym), to nic nie sprawia mi większej radości niż uszczęśliwianie mojego
partnera. Poza dawaniem przyjemności fizycznej, wiem, jak faceci lubią gdy ich
wybranka coś im ugotuje. Moja mama wspaniale radzi sobie w kuchni, niestety,
zupełnie nie wiem dlaczego, ani ja ani moja siostra nie odziedziczyłyśmy tego
daru. Moja siostra, niezrażona, wciąż nie daje za wygraną i gotuje mężowi
obiadki – przyznam, że nieźle schudł, mimo, że przy każdej możliwej okazji
wymyka się na stację benzynową i zatapia zęby w tamtejszych hot dogach (to Nasz
mały sekret). Ja mam może w sobie więcej miłosierdzia i jak chcę zaprosić
chłopaka na kolację to używam sprawdzonego sposobu – wszystko zamawiam!
Dostawca przywozi mi „romantyczną” kolację, ja skrupulatnie wszystko pakuje do
garnków i podgrzewam. Chłopcy są zachwyceni.. Wierzę, że kiedyś nauczę się
gotować, ale póki co, dlaczego nieudany posiłek miałby mi odebrać przyjemność
jaką mój facet daje mi w podzięce za pyszną kolację?
Xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz