Tyle gadam o sexie. Podejrzewam, że większość ludzi którzy
mnie znają bardziej orientują się z kim aktualnie sypiam, niż jak mam na
nazwisko. I niby tyle o nim gadam, a zdarza mi się zapomnieć o bardzo ważnych,
fundamentalnych wręcz regułach. Albo samo moje gadanie tak mnie nakręca, albo
mam taką wybujałą wyobraźnie, albo jestem kosmitką, ale jestem wiecznie „napalona”
w związku z czym często deprecjonuję wagę gry wstępnej. Wolę od razu przejść do
„dania głównego”. Ostatnio spałam u faceta. Akurat miałam okres, a podczas „tych
dni” jestem wrednym i cierpiącym, aseksualnym tworem, więc oboje wiedzieliśmy,
że „nic z tego”. Tak doskonale o tym wiedzieliśmy, że zaczęliśmy się całować i o siebie ocierać. Tak mocno oboje mieliśmy zakodowaną w głowach świętą zasadę, że
okres = brak bzykania, że aż znaleźliśmy się pod prysznicem i ta bezczelna
zasada sama się złamała! Nie ładnie łamać zasady, ale bardzo ładnie
przypomnieć sobie, że dłuuuuga gra wstępna, to dłuuuuugaaaaaaa przyjemność. A, i warto
też przypomnieć sobie słowa babci „drogie dziecko, nie ma lepszego środka
przeciwbólowego niż orgazm”. Babcia wiedziała co mówiła, była dentystką.
Xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz