Przyznam, że
w kwestii podejścia do ubioru, wśród facetów, zawsze trafiam na same
skrajności. Mój kochanek, gdy przyjmuje mnie u siebie, z reguły wygląda,
delikatnie mówiąc, dość niechlujnie. Rozumiem, że w czterech ścianach domowego
ogniska nie trzeba stroić się w garnitury, ale gdy idę do niego, zawsze staram
się wyglądać jak milion dolarów, a on tymczasem otwiera mi drzwi w dresie i
poplamionym tshircie, to mimo wszystko trochę mnie to deprymuje. Choć mogę mu
to wybaczyć, bo po pierwsze, nikt nie ma okazji Nas zobaczyć, a po drugie
najbardziej lubię go nago, a dres baaaardzo łatwo zdjąć. Mój drugi kochanek ma
za to totalny odjazd na punkcie ciuchów. Zanim pójdziemy na drinka potrafi
spędzić całą godzinę przed szafą, dobierając poszczególne części garderoby.
Wygląda zawsze nienagannie ale dość często przez jego strojenie się, do niczego
między Nami nie dochodzi bo albo szlag mnie trafia nim On w końcu zdąży się
ubrać i dochodzi do awantury, albo urozmaicam sobie oczekiwanie popijaniem
drinków i gdy On jest już gotowy do wyjścia to ja z reguły jestem już zbyt
pijana albo zmęczona by robić cokolwiek. Ja, nie licząc dni gdy „zupełnie nie
mam się w co ubrać” załatwiam sprawę stroju w 15 minut – wiem co mam, co dobrze
wygląda, co do czego pasuje, makijaż zawsze ten sam, wykonanie 5 minut. Chłopcy
mogli by się naprawdę wiele od kobiet nauczyć. My za to mogłybyśmy od chłopców
nauczyć się absolutnego zadowolenia z siebie, które zawsze od nich bije, niezależnie od
tego czy mają na sobie spodnie z dziurą na tyłku, czy garnitur skrojony na
miarę.
Xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz