W minioną sobotę umówiłam się na starter z moją
przyjaciółką, trochę wypiłyśmy i jak zwykle zaczęłyśmy zastanawiać się nad tym
jak to możliwe, że żadna z Nas nie ma stałego chłopaka. Po dogłębnej analizie: Naszych
charakterów (w których nie mogłyśmy doszukać się większych skaz), zdolności „łóżkowych”
(więc to jednak nie idealny, wyuzdany sex przyciąga facetów?), wyglądu (jest dobrze)
i podejścia do związków ( słowo na K jak Kompromis jest Nam znane), stwierdziłyśmy, że winę za ten stan rzeczy
ponosić może jedynie za duża ilość alko jaką spożywamy nim gdzieś się wybierzemy. Faktycznie, „czasem”
elokwencja i czar gdzieś znikają jak sobie pofolgujemy… Postanowiłyśmy się
ograniczyć i wyjść z domu w stanie lekkiego upojenia, a nie upicia (nie
zrobiłyśmy nawet „drinka na drogę”!). Zamysł był piękny, ale gdy mijałyśmy
hordy uchlanych, wszelkiej maści dresów lub po prostu niewyględnych typów, względnie
rasistów albo tanich podrywaczy, musiałyśmy skręcić w stronę monopola – po
pijaku ludzie wydają się jednak zdecydowanie atrakcyjniejsi, inteligentniejsi i
sympatyczniejsi. Po co rzeczywistość ma psuć humor w tak piękną sobotnią noc?
Xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz