Piątkowy wieczór, dużo alkoholu i gorąca impreza. Nie aż tak
gorąca jakbym sobie tego życzyła bo miałam okres, także łowy odpadały, ale
trochę się poszwędałam, poprzytulałam z kolegami i parę razy, trochę na uboczu
by nikt nie widział, całowałam się z moim kochankiem, po czym każde udawało się
w swoją stronę przytulać się dalej z kimś innym. Nie byłam zdatna do spożycia,
także jak się zmęczyłam, zamówiłam taksówkę z zamiarem powrotu do domu. Okazało
się, że kochanek też się zmęczył więc wracaliśmy razem. Pierwszy raz bez
finiszu w jego łóżku, a grzecznie i prosto każde do siebie. Gdy wysiadał,
powiedział, że to zabawne, bo jesteśmy jedynymi ludźmi jakich zna, którzy tak
strasznie się boją monogamii a w rzeczywistości są w całkiem „ monogamicznej”
relacji. Coś w tym jest. W prawdzie jesteśmy monogamistami tylko dlatego, że
nic lepszego od Nas samych Nam nie wpadło, ale gdyby wpadło to bez wyrzutów
sumienia moglibyśmy dać się porwać czarowi chwili. Ale czy w zasadzie w
związkach nie jest podobnie, a nawet gorzej? Związkowa monogamia jest
narzucona, ogranicza, „moja” monogamia jest świadomym wyborem ( z domieszką małej
kalkulacji - ciężko znaleźć dobrego kochanka; szczyptą lenistwa – po co szukać
skoro jest tak blisko) ale przede
wszystkim jest kwestią wolności
(albo posuchy).
Xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz