Wciąż narzekam na to, że faceci zgrywają cnotki niewydymki i że
w tym mieście żeby sobie poużywać to trzeba przejść przez piekło co najmniej
trzech (jak dobrze pójdzie) randek, gdy tym czasem….. poznałam typka, który
chciał od razu! I co? Ja zagrałam cnotkę! Albo robię się stara, albo mój pijany
umysł był tak zaskoczony tym nagłym zwrotem akcji, że puszczalski system
sterowania pożądaniem zawiesił się. Suma sumarum nie przespałam się z nim, co
więcej poszłam z nim nawet na randkę. Pierwsza była fajna bo oboje mieliśmy
mega kaca i stępione zmysły. Druga okazała się nieco gorsza bo raz, że typek
zupełnie nie miał pomysłu co ze mną robić i wziął mnie (w piątek wieczorem!!) do
knajpy, gdzie podają herbatę (!) to jeszcze zaczął rozwodzić się nad tym, że
wiecznie nie ma kasy i że nie powinno
być tak, że facet zawsze płaci. Nie jestem materialistką, ale już wiedziałam,
że z tej mąki chleba nie będzie. Kupiliśmy wódkę (zapłaciłam połowę) i
wróciliśmy do jego mieszkania, gdzie było paru jego znajomych. W miarę picia
trochę się rozpogodziłam i prawie zapomniałam, że nie rokuje on na partnera.
Atmosfera zaczęła nabierać lekko erotycznych rumieńców i już prawie doszliśmy
do kolejnej bazy. Poszłam się wysikać i siedząc na kiblu przemówił do mnie mój
wewnętrzny głos i zapytał: Nie no, stara, naprawdę prześpisz się z nim tylko
dlatego, że on tego chce, w mieszkaniu pełnym ludzi, z przyczajki, po cichu,
pomimo, że ewidentnie widać, że nic z tego nie będzie? Wyszłam, powiedziałam
mu, że jestem pijana, zmęczona i że wracam do domu. Burknął na mnie „To po coś
tyle piła!” a ja pojechałam prosto do łóżka..mojego kochanka. Na hedonistyczną
noc najdzikszą.
Xx