Ok, przyznam to w końcu.
Zakochałam się.
I to szczęśliwie.
Bardzo.
Bardzo.
Początkowo nie przeszkadzało mi to w regularnym pisaniu
tego bloga, ale gdy mój ukochany zabrał mnie w urodzinową podróż- niespodziankę
(najpiękniejszą w życiu zresztą) do Paryża, to pomyślałam sobie:
K*rwa! Co za bajka!
Straciłam całą swoją wiarygodność! Jak mam teraz pisać o rozerotyzowanym życiu
singielki?!
Bałam się zasiąść przed klawiaturą, żeby przypadkiem nie
zacząć rzygać tęczą o tym „jak cudownie mi z moim słoneczkiem”. Zamknęłam
się w sobie.
Ale z drugiej strony, nie oceniajcie mnie zbyt surowo.. „Puszczałam
się” z dziesięć lat, nim znalazłam „tego właściwego”, więc jeszcze kilka
historyjek do opowiedzenia mam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz